Bo to co nas podnieca, To się nazywa kasa, a kiedy w kasie forsa, to sukces pierwsza klasa. już oceniałe(a)ś
Kikszakus Posty: 147 Rejestracja: 2013-02-18, 19:29 Tytuł: Gen. Czesław Re: Handel. Bo to, co nas podnieca to się nazywa kasa... Morok pisze: Merik napisał(a):Jak ktoś nie będzie miał tematu, to będzie miał przemyt. Jak ktoś nie będzie miał tematu, to będzie znaczyło, że każdą transakcję będzie trzeba negocjować z nim osobno, a o cła się targować XD. Dokładnie. ;p Peter Covell Posty: 140 Rejestracja: 2013-03-01, 15:52 Re: Handel. Bo to, co nas podnieca to się nazywa kasa... Post autor: Peter Covell » 2013-03-15, 13:12 Apropos kombinowania - tak sobie myślę, że opłaty celne łatwo obejść handlując wymiennie towar za towar :mrgreen: W związku z tym, nim handel ruszy na dobre, informuję, że Księstwo Ahravanu zmieni opłaty celne na stałe - tj. ok 0,5 borysa za każdy iryd przewożonego towaru (chyba że zawarto osobną umowę handlową), a także utrzyma prawo składu umożliwiające na wykupienie do 10% przewożonych dóbr (chyba, że właściciel statku/karawany wyrazi chęć sprzedaży większej ilości). Ułatwi to życie karawanom kupieckim zmierzającym od państwa do państwa, sprzedającym i kupującym po drodze różne dobra - mówiąc krótko: tym, którzy pragną stworzyć handlową potęgę. Pozostałym polecam to samo, bo te liczykrupy Was wyruchają, Panie i Panowie :mrgreen: God Save The Queen! Tau Posty: 33 Rejestracja: 2013-03-04, 12:09 Re: Handel. Bo to, co nas podnieca to się nazywa kasa... Post autor: Tau » 2013-03-15, 13:43 Apropos kombinowania - tak sobie myślę, że opłaty celne łatwo obejść handlując wymiennie towar za towar Opłaty celnej się nie wnosiło w momencie zawarcia transakcji, tylko w chwili wnoszenia towaru do kraju: na rogatkach, w portach, wszędzie, gdzie Cię złapią celnicy. A złapią, bo po bezdrożach nie będziesz z towarem latał. Chyba, że faktycznie jesteś przemytnikiem. Nie unikniesz opłaty celnej handlując towarowo-towarowo. Wnosisz towar, jest obliczana jego wartość (dziś by się tym rzeczoznawca zajmował :-D ), leci cło. Cła się nie płaciło od zysku, tylko od szacowanej wartości. To, czy towar sprzedasz, czy zostaniesz z nim na lodzie, to już celnikom zwisa. To, o czym mowa, to podatek od zysku. Który trzeba zapłacić często niezależnie od cła (choć cło w niektórych dziwnych przypadkach już podatek od zysku uwzględniało). Podatek od zysku też ci dowalą, bo przecież nawet zysk towarowy da się oszacować wymiernie w walucie. Bycie kupcem to ciężki kawałek chleba. ;-) Dlatego, o ironio, to statku handlowe zawsze miały kłopoty z cłem, a nie kupcy lądowi. Dróg lądowych do wniesienia towaru jest dużo. Portów jest niewiele i zawsze jest w nich kontrola. Nie unikniesz cła statkiem. Teoretycznie opłatę celną można ominąć w jeden sposób: gdy dwa statki spotkają się na wolnej wodzie i wymienią towarami. Z tym, że na własne statki też się nakłada cło, właśnie by zapobiec takiemu cwaniactwu. Nie wspominając o tym, że potęgi handlowe nakładały cło zarówno na towary eksportowane jak i importowane. Tak, twoi kupcy też płacą cło. BTW: u mnie ceł nie ma. Żadnych. :-D Peter Covell Posty: 140 Rejestracja: 2013-03-01, 15:52 Re: Handel. Bo to, co nas podnieca to się nazywa kasa... Post autor: Peter Covell » 2013-03-15, 14:01 Opłaty celnej się nie wnosiło w momencie zawarcia transakcji, tylko w chwili wnoszenia towaru do kraju: na rogatkach, w portach, wszędzie, gdzie Cię złapią celnicy. A złapią, bo po bezdrożach nie będziesz z towarem latał. Chyba, że faktycznie jesteś przemytnikiem. Nie unikniesz opłaty celnej handlując towarowo-towarowo. Wnosisz towar, jest obliczana jego wartość (dziś by się tym rzeczoznawca zajmował :-D ), leci cło. Cła się nie płaciło od zysku, tylko od szacowanej wartości. To, czy towar sprzedasz, czy zostaniesz z nim na lodzie, to już celnikom zwisa. Ja to wiem - w naszych realiach byłaby to zapewne jakaś waga miejska. Chodzi o to, że na chwilę obecną ceny i wartość towaru są pojęciem cholernie abstrakcyjnym, bo nie sfinalizowano jeszcze żadnej transakcji, co oznacza, że ciężko wycenić produkowane przez nas dobra. Za 10-15 tur większość z nas będzie najpewniej z pamięci podawać średnie ceny drewna czy metalu. Do tego czasu, oszukuję próbujących oszukać system, o. God Save The Queen! Tau Posty: 33 Rejestracja: 2013-03-04, 12:09 Re: Handel. Bo to, co nas podnieca to się nazywa kasa... Post autor: Tau » 2013-03-15, 17:05 Chodzi o to, że na chwilę obecną ceny i wartość towaru są pojęciem cholernie abstrakcyjnym, bo nie sfinalizowano jeszcze żadnej transakcji, co oznacza, że ciężko wycenić produkowane przez nas dobra. No i bardzo dobrze, dopiero sobie unormujemy rynek. Co to by była za frajda, gdyby normy rynkowe od razu były znane? Jeśli wartość towarów byłaby znana na start, oszukiwalibyśmy przy tworzeniu państwa. I tak wiadomo już za wiele: na przykład to, że w cenie jest żelazo, drewno i koniki, bo są one mocno uwzględnione przez mechanikę. Wiadomo, że metale szlachetne są średnio opłacalne itd... musimy się oprzeć na rozwiązaniach fabularnych tam, gdzie mechanika jest dziurawa (no offence, mnie się mechanika podoba).Za 10-15 tur większość z nas będzie najpewniej z pamięci podawać średnie ceny drewna czy metalu Jeśli unormujemy popyt. Ja tam wolę, by ceny zawsze były dostosowywane do sytuacji. Rynek będzie żywszy. Dziś siostra Covella jest warta 300 irydów metalu (na tyle się umówiliśmy, o ile mnie pamięć nie myli :-D ), za 5 tur Covell będzie sobie pluł w brodę, że ją tak tanio sprzedał *** Swoją drogą: temat z cłami uważam za średnio wygodny. Lepiej trzepnąć ogólnikowy temat handlowy w swym państwie, a cła aktualizować w pierwszym jego poście. Vasemir Posty: 56 Rejestracja: 2013-03-01, 14:44 Re: Handel. Bo to, co nas podnieca to się nazywa kasa... Post autor: Vasemir » 2013-03-18, 17:03 Na razie jeszcze bez pomysłów, a tylko z pytaniem: czy są jakieś zasady regulujące ingerencję MG w handel? Mam na myśli trudności wynikające z przebywania drogi oraz wrogie akcje graczy, np. łupienie kupców. Chodzi o to, czy trzeba czekać na MG przed napisaniem w kolejnym punkcie celnym, czy MG napisze właśnie w tym punkcie celnym... czy co zrobi.
Zarejestruj się. Mikroblog : gorące dyskusje; ulubione . LonNon 1 mies. temu via Android +1. Bo to co nas podnieca to się nazywa kasa #przegryw +: Cyborg4334.
9 odp. Strona 1 z 1 Odsłon wątku: 2980 Zarejestrowany: 20-10-2009 20:42. Posty: 6675 IP: 20 listopada 2009 00:27 | ID: 80394 Jak wygląda kwestia finansowa w Waszym związku. Czy maci wspólne konto, czy oddzielne. Kto ma decydujący głos w sprawie gospodarowania pieniędzmi, kto kontroluje wydatki. Co sądzicie o rozdzielności majątkowej. Czy jest to przejaw rozsądku, czy braku zaufania do partnera? 1 Joll Zarejestrowany: 26-10-2009 11:20. Posty: 256 20 listopada 2009 09:37 | ID: 80478 Większość małżeństw ma wspólne konta. Zauważyłam jednak, że coraz więcej nowo powstałych związków decyduje się na rozdzielność majątkową. Dotyczy to raczej tych, gdzie prowadzi się jakieś firmy, interesy. Może to raczej asekuracja przed jakimś niepowiodzeniem w interesie niż brakiem zaufania do partnera. A finansami w moim byłym już małżeństwie gospodarowliśmy wspólnie, ze wskazaniem jednalk na mojego byłego - do niego należało ostatnie słowo. On zarabiał więcej, 20 listopada 2009 12:44 | ID: 80686 u nas to małżon zarabia. ale wypłatę przynosi w kopercia i mi ja oddaje do dyspozyzcji. przeważnie w dniu wypłaty robimy zakupy na cały miesiąc (chemia, żywność dłogoterminowa, pampersy i inne pierdołki dla małej), na drugi dzień płacę rachunki. To co zostaje - mam do dyspozycji na życie. jeśli chcemy coś kupić co jest wydatkiem nieplanowanym np. tuje na działkę, prostownik lub części do auta - naradzamy się. 20 listopada 2009 13:12 | ID: 80700 mamy wspólnotę majątkową - wszystko jest wspólne chociaż konta mamy oddzielne bo pozostały jeszcze z czasów panieńsko-kawalerskich. ja zarządzam budżetem i robię wszystkie przelewy. co miesiąc przygotowuję arkusz z wydatkami obliczam, analizuję i wiem ile możemy wydać na tydzień na życie. 4 Isabelle Poziom: Przedszkolak Zarejestrowany: 03-07-2009 19:42. Posty: 21159 20 listopada 2009 17:07 | ID: 80792 Konta mamy oddzielne ale wspólnotę majątkową mamy jak najbradziej. Moja pensja "idzie na opłaty i raty" jego na życie:) Nie mamy na tym polu żadnych konfliktów. 5 a1410 Zarejestrowany: 17-02-2009 18:36. Posty: 1981 20 listopada 2009 20:50 | ID: 80819 My też mamy wspólnotę majątkową i wszystkie konta wspólne. Ostatnio upoważniliśmy do jednego z rachunków studiującą córkę... 20 listopada 2009 20:53 | ID: 80820 U nas kaska jest dla nas razem zarabiamy razem wydajemy i nie powiem że często z wielka przyjemnością ;-) 7 Tigrina Zarejestrowany: 26-11-2009 23:06. Posty: 4674 22 grudnia 2009 17:31 | ID: 96580 Mamy oddzielne konta, z uwagi na to, że jeszcze nie mamy ślubu, ale moja pensja idzie na opłaty za mieszkanie i większość rachunków (bo mam na 10-go), a Jego pensja jest na życie i pozostałe rachunki, bo dostaje wypłatę pod koniec miesiąca. Zresztą, zajmuję się wszystkimi rachunkami, pilnuję terminów, a jak chcę sama zrobic zakupy, co raczej rzadko się zdarza, np. wtedy, gdy się rozmijamy, bo ja mam pierwszą zmianę, a On drugą, lub odwrotnie, to albo zostawia mi kartę do bankomatu, albo przelewam sobie cześć pieniążków na własne konto przez internet. Więc jak najbardziej wspólnota majątkowa :-) Zresztą, nie mam portfela, bo jak już kiedyś wspomniałam, dwa razy zostawiłam przez nieuwagę i przestałam nosić, za to zawsze lepiej wiem od Niego, ile ma gotówki we własnym portfelu, a ile na koncie Mu zostało :-) 8 oliwka Poziom: Dzierlatka Zarejestrowany: 19-04-2008 00:57. Posty: 161880 22 grudnia 2009 23:05 | ID: 96707 Wspólne konto, wspólna kaska.... no i wspólne życie...nie ma jak na razie żadnych zgrzytów... 22 grudnia 2009 23:08 | ID: 96715 U nas też kasa wspólna i konto wspólne. Kiedyś miałam oddzielne konto, ale zlikwidowałam, bo stwierdziliśmy, że nie ma sensu płacić za prowadzenie dwóch kont, kiedy i tak wszystko do jednego worka idzie.
„Bo to, co nas podnieca to się nazywa kasa” – śpiewała niegdyś Maryla Rodowicz. Owych podniet bez liku musiało być na amerykańskim rynku nieruchomości, który od początku Pandemii goni do góry jak szalony.
Strona głównaWanekoBo to co nas podnieca, to się nazywa kasa - recenzja mangi Kakegurui - Szał hazardu (tomy 7-9) Kiedy zorientowałam się, że ostatni raz czytałam Kakegurui w sierpniu zeszłego roku, to aż nie mogłam wyjść ze zdumienia. Dziwne są to czasy, kiedy miesiące spędzane niemal w całości w domu przelatują przez palce jak dzikie, a mangowy rynek obfituje w tyle premier, że nie trzeba już wcale sięgać po skany, żeby non-stop mieć jakieś ciekawą lekturę do obadania. Tym razem przyszedł czas na nastoletnich hazardzistów (czy może bardziej hazardzistki i kilka mniej rozgarniętych rodzynków), którzy zaczynają się angażować w sprawę znacznie przewyższającą dotychczasowo rzucane na szalę stawki. Fabuła przestaje być bowiem zbiorem randomowych gier o grube hajsy, a zaczyna być walką o najgorętsze stanowisko w okolicy. W sensie że stołek premiera? A może tytuł prezesa banku? A gdzie tam - było nie było, Kakegurui jest serią szkolną, więc oczywiście, że musi chodzić o pozycję przewodniczącej Kakegurui - Szał hazardu Tytuł oryginalny: Kakegurui Autor: Homura Kawamoto (scenariusz), Toru Naomura (rysunki) Ilość tomów: 14+ Gatunek: shounen, tajemnica, psychologiczny, szkolne życie, dramat Wydawnictwo: Waneko Format: 175 x 125 mm (standardowy)Po tym, jak Sayaka przegrała z Yumeko w przygotowanej przez Kirari grze, przewodnicząca decyduje się podjąć zdecydowane kroki jeśli chodzi o swój mało kompetentny samorząd i... postanawia go rozwiązać! Jednocześnie rusza cała skomplikowana machina, która umożliwia start w nowych wyborach wszystkim zgromadzonym w Akademii Hyakkaou uczniom. Reguła jest jedna - o głosy w formie żetonów można walczyć wyłącznie poprzez hazardowe gry. Żeby jednak nie było nudno, Kirari zaprasza do zabawy jeszcze kilku gości z zewnątrz - gromadkę nastolatków z nazwiskami kończącymi się na "bami", którzy należą do zarządzanych przez Momobamich Stu Żarłocznych Rodów. Bycie przewodniczącą w Akademii byłoby i tak wystarczająco łakomym kąskiem, ponieważ dzięki temu można zyskać władzę nad wszystkimi uczącymi się tu dziećmi wpływowych ludzi, ale Kirari dorzuca do puli także możliwość stanięcia na czele całej rodziny, co jeszcze bardziej motywuje przeniesionych licealistów do bezwzględnej gry. A jak w tym wszystkim odnajdzie się Yumeko? I jaka tajemnica kryje się za jej nazwiskiem?Z całym szacunkiem dla artystycznej wizji autora okładek, ale to grafiki z pocztówek dołączanych do zamówień w sklepie Waneko robią absolutną robotęW Kakegurui cudowne jest to, że seria wydaje się jakby idealnie skrojona pod wydawanie tomikowe, a nie magazynowe. Autorzy tak rozplanowują akcję, że każdy tom stanowi zupełnie zamkniętą całość i przedstawia od początku do końca jedną dużą grę. W szerszej perspektywie pewnie nie robi to większej różnicy, ale przy kupowaniu serii na bieżąco jest to ogromnie cenny atut - jasne, czytelnika nie pili potrzeba natychmiastowego zdobycia nowego tomu, albowiem srogie cliffhangery co pięć stron i hurr durr, ja chcę wiedzieć wszystko już-teraz-natychmiast, ale jednocześnie daje to masę swobody przy czytaniu, bo nie trzeba sięgać po poprzednie części, żeby przypomnieć sobie, kto wyłożył w danej chwili jakie karty, a kto ma jeszcze w zanadrzu jaką sztuczkę. Chyba nie znam drugiej takiej serii, która dawałaby tyle komfortu i satysfakcji jeśli chodzi o dawkowanie sobie emocji (no dobra, może poza obyczajówkami, ale to jednak trochę inna forma opowiadania historii).O proszę, a w Polsce mamy tylu utalentowanych w tej dyscyplinie obywateli!Jakieś parę tygodni temu przypadkiem natknęłam się w Internecie na opinię, że czytanie Kakegurui jest strasznie nudne, bo główna bohaterka ciągle wygrywa. Po lekturze dziewięciu tomów nie pozostaje mi jednak nic innego jak przetrzeć ze zdumieniem oczy i popukać się sugestywnie w czoło. Mając do czynienia z wyborczymi rozgrywkami i najazdem naprawdę srogich przeciwników ze Stu Żarłocznych Rodów gry są jeszcze bardziej zaciekłe niż wcześniej, a skuteczność Yumeko to w najlepszym razie jakieś plus minus 33%. Jasne, nie przegrywa w spektakularny sposób, co wiązałoby się przecież z odpadnięciem z wyścigu o najważniejszy stołek w Akademii, ale nie jest też tak, że kosi wszystkich jak leci. Zresztą, jak to wytyka w pewnym momencie Sumeragi - Yumeko to cholerna hazardzistka. Nie chodzi jej o to, żeby wykiwać przeciwników podstępem, ale żeby choć odrobinę zawierzyć ślepemu losowi i poczuć euforię, gdy wynik okaże się pomyślny. A jeśli wierzyć teoriom matematycznym, Fortuna daje takie same szanse, by wylosować dziesięć razy z rzędu same szóstki, jak i dowolną inną kombinację panowie są w Kakegurui tak bezużyteczni, że nawet na okazjonalne przyduszanko nie zasługująZgodzę się natomiast, że ciągłe obserwowanie podniecającej się Yumeko może być na dłuższą metę trochę powtarzalne... dlatego tym bardziej cieszy, że tuż obok wyrasta nam drugi wytrawny gracz w postaci Mary Saotome. Pod wieloma względami jest to zupełne przeciwieństwo Yumeko, zarówno pod względem gry (nie zawierza ślepemu losowi, tylko stara sobie wywalczyć drogę do pewnego zwycięstwa, nawet jeśli bywa to odrobinę dyskusyjne), jak i kierujących jej działaniami pobudek (wykorzystuje hazard jako sposób, aby dostać się na szczyt hierarchii, a nie jako przyjemność samą w sobie). Kto by pomyślał, że ta sama dziewczyna na samym początku była totalnie suchą biczą próbującą wepchnąć pod swój but każdego, kto się tylko koło niego nawinął? Ale jak widać - każdy jest w stanie wyciągnąć lekcję po tym, jak zakosztuje spektakularnej porażki... a skoro przy tym jesteśmy, to podobnie ciekawie rozwija się Suzui, który dalej robi przede wszystkim za męską przyzwoitkę, jednak zaczyna darzyć Yumeko i Mary tak głębokim zaufaniem, że od czasu do czasu jest nawet w stanie sam rzucić się w wir a co będziemy robić dziś w nocy? Dokładnie to samo co robimy każdej... będziemy opanowywać szkolny samorząd!Choć główna oś fabuły zdaje się istnieć w Kakegurui tylko z czystej przyzwoitości, to seria ta i tak potrafi dostarczyć masy rozrywki - zwłaszcza, że ukazani do tej pory członkowie Stu Żarłocznych Rodów naprawdę nie przebierają w środkach i zamiast po czeki na okrągłe sumki, sięgają po tortury, trucizny i inne niewybredne sposoby na wyeliminowanie przeciwników. I bardzo dobrze, bo te wszystkie miliony i miliardy jenów zaczęły być już odrobinę za bardzo abstrakcyjne jak na moje skromne, polskie możliwości. Znów rozpaczliwa walka o antidotum to coś, z czym łatwiej mi się utożsamić. No i nie można zapominać o nieziemskiej szacie graficznej, która z jednej strony obfituje w gorące ślicznotki i urocze loli, a już po chwili - budzi grozę quasi-realistycznymi grymasami na śmiertelnie poważnych obliczach. Według mnie Kakegurui to manga kompletna i przemyślana pod każdym możliwym względem, która gdyby tylko chciała, mogłaby się zakończyć w dowolnym momencie, choć... no, nie będę ukrywać, że o tak pokręconych grach mogłabym czytać w ilościach ze mną kundel bury penetruje wszystkie dziury... budżetowe...Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Waneko.
Bo to co nas podnieca to się nazywa kasa a kiedy w kasie forsa to sukces pierwsza klasa. Bo to co nas podnieca to czasem też jest seks a seks plus pełna kasa to wtedy sukces jest. Lecz jeśli nie masz głowy lub brak ci też talentu to odpuść interesy i nie rób w nich zamętu.
Peter Covell Posty: 140 Rejestracja: 2013-03-01, 15:52 Handel. Bo to, co nas podnieca to się nazywa kasa... Na Sb wyszła kwestia dotycząca tego, jak powinien w Borysadzie wyglądać handel między krajami. Opcji było kilka, każda mająca swoje plusy i minusy. 1) Opcja "A Na Cholerę Kombinować?" - najprostsza - gracze dogadują się "ja dam Ci 1000 kamienia, ty mi dasz 30 000 borysów i stoi". Jeden odejmuje sobie z magazynu kamień i dodaje kasiurkę, drugi robi odwrotnie, transakcja odbywa się szybko i bez bólu. Na pierwszy rzut oka wygląda super, ale każdy, kto słyszał o wojnach celnych się krzywi, bo wie że sąsiada można załatwić nie wojskiem, a pieniądzem. Mało tego, wszystkie strategiczne prowincje są guzik warte, bo... bo transakcja odbywa się w próżni. 2) Opcja "Dogadujmy Się Z Każdą Transakcją" - sytuacja analogiczna do powyższej, ale sprzedający musi wyznaczyć trasę przewożonych dóbr i dogadać się z właścicielami prowincji, przez które towary pojadą - czy może, czy zapłaci cło i jakie. Brzmi cool, ale generalnie każdy (z wyjątkiem Agonii) ma lub w najbliższym czasie może mieć dostęp do morza, a cieśniny wcale nie są takie ważne, gdy się dobrze przyjrzeć, wracamy do opcji pierwszej. Bo cła i tak nie będą istniały - wszędzie da się dopłynąć, a ewentualne zyski czerpać będą jedynie dwa państwa (Iryd ma przerąbane, bo jego cieśnina jest w ogóle nieważna). Mówiąc krótko, handel lądowy nie istnieje. 3) Opcja "Elitaryzujemy Handel Morski" - czyli statki handlowe ujęte przez mechanikę, każdy z nich może wykonać jeden kurs na turę, bez względu na to ile towarów w ładowni płynie (no bo statków używało się do transportu dużej ilości towaru, bądźmy szczerzy). Wymusza korzystanie z dróg lądowych przy jednoczesnym zastrzeżeniu, że duże drogą morską opłaca się przewozić jedynie duże ilości dóbr. Pomija się większość ceł,ale taka wyprawa kosztuje, więc nie zawsze się opłaca. 4) Opcja "Idziemy Na Ryneczek" - wpadłem na nią przed chwilą. Można stworzyć miejsce, gdzie każdy będzie mógł wystawić towary na sprzedaż (wystawia w turze 2, sprzedaje w 3) określając ich ilość i orientacyjną cenę, a także uiszczając jakąś ustaloną z góry opłatę. Gdy transakcja dochodzi do skutku, określa się trasę konwoju/karawany i jeśli nie ma przeciwwskazań w postaci blokady handlowej czy innych nieprzyjemności - transakcja dochodzi do skutku. Model o tyle ciekawy, że wymusza planowanie z góry (wystawiłem towary, ale teraz by mi się przydały. Szlag). Pamiętajmy, że handel jeszcze nie funkcjonuje - bo gra się nie rozpoczęła (a i tak wątpię, by ktoś sprzedał cokolwiek na początku pierwszej tury, więc możemy jeszcze się zastanowić co byłoby najciekawsze. Mnie osobiście kręci opcja takiego "targowiska", polowania na okazje i przebijania ofert - ale nie musi się to podobać wszystkim. EDIT Zapomniałem dodać, że w opcjach 1 i 4 można wywalić kontrowersyjne statki handlowe z mechaniki God Save The Queen! Borys Krul Posty: 5498 Rejestracja: 2013-02-16, 17:21 Tytuł: Wielki Chan Borysady Has thanked: 43 times Been thanked: 38 times Re: Handel. Bo to, co nas podnieca to się nazywa kasa... Post autor: Borys » 2013-03-12, 17:03 Opcja 2 + zaznaczyłbym na mapie, kto kontroluje obszary morskie w jakim miejscu. I problem rozwiązany. Nie wiem tylko co ze statkami handlowymi, niech wypowiedzą się nasi morscy kupcy. Opcja 4 może współistnieć. Nikt nikomu nie broni dawać ogłoszeń o promocjach : D Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault? Wilhelm: No. Jack: I'll pay you a million dollars. Wilhelm: Okay. Peter Covell Posty: 140 Rejestracja: 2013-03-01, 15:52 Re: Handel. Bo to, co nas podnieca to się nazywa kasa... Post autor: Peter Covell » 2013-03-12, 17:07 Opcja 2 + zaznaczyłbym na mapie, kto kontroluje obszary morskie w jakim miejscu. O tym, że brakuje "prowincji" morskich pod kontrolą graczy też była mowa na SB :) "Wody państwowe" byłyby cool - oczywiście, jeśli ktoś nie ma marynarki, gówno upilnuje, ale zawsze :DOpcja 4 może współistnieć. Nikt nikomu nie broni dawać ogłoszeń o promocjach : D W opcji 4 chodzi dokładnie o to, że na koniec tury wystawiasz towary, jakie chcesz sprzedać w kolejnej. Mogłoby to zbudować klimat prawdziwego targu. God Save The Queen! Borys Krul Posty: 5498 Rejestracja: 2013-02-16, 17:21 Tytuł: Wielki Chan Borysady Has thanked: 43 times Been thanked: 38 times Re: Handel. Bo to, co nas podnieca to się nazywa kasa... Post autor: Borys » 2013-03-12, 17:08 No a to zabrania obydwu pomysłom współistnieć?O tym, że brakuje "prowincji" morskich pod kontrolą graczy też była mowa na SB No to czemu nie ma w powyższych propozycjach? :D Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault? Wilhelm: No. Jack: I'll pay you a million dollars. Wilhelm: Okay. Shalvan Posty: 833 Rejestracja: 2013-03-03, 09:26 Re: Handel. Bo to, co nas podnieca to się nazywa kasa... Post autor: Shalvan » 2013-03-12, 17:10 Opcja trzecia. Elitarny handel morski oznacza, że trzeba w niego inwestować, a to właśnie zamierzam robić ;) Ponadto pobieranie opłat za wynajem statków też jest opcją. How can I feel abandoned even when the world surrounds me? How can I bite the hand that feeds the strangers all around me? How can I know so many never really knowing anyone? If I seem superhuman I have been misunderstood. Peter Covell Posty: 140 Rejestracja: 2013-03-01, 15:52 Re: Handel. Bo to, co nas podnieca to się nazywa kasa... Post autor: Peter Covell » 2013-03-12, 17:18 No a to zabrania obydwu pomysłom współistnieć? W sumie nie - wystawiasz towary na sprzedaż w następnej turze, a potem się dogadujesz z cłami i pierdołami, gdy do transakcji dojdzie. Ponosisz też symboliczne koszty wystawienia towaru "do obejrzenia", co daje dodatkowego smaczku przy negocjacji cen. Opcja trzecia. Elitarny handel morski oznacza, że trzeba w niego inwestować, a to właśnie zamierzam robić ;) Ponadto pobieranie opłat za wynajem statków też jest opcją. Ha! Lubię ludzi lubiących wyzwania, a nie marudzących "ale te statki są drogie, chlip", "ale jak statek ma ładowność 1000 irydów to dlaczego nie mogę go wysłać w dwa miejsca jednocześnie przewożąc po 500 w każdej jego połówce. To bez sensu". Generalnie, wiecie - można połączyć opcje 2, 3 i 4. Robimy rynek, gdzie wystawia się towary na sprzedaż w kolejnej turze (4), przy finalizacji transakcji dogadujemy się z cłami i trasą konwoju (2), ale handel morski wciąż jest elitarny (3). God Save The Queen! Borys Krul Posty: 5498 Rejestracja: 2013-02-16, 17:21 Tytuł: Wielki Chan Borysady Has thanked: 43 times Been thanked: 38 times Re: Handel. Bo to, co nas podnieca to się nazywa kasa... Post autor: Borys » 2013-03-12, 17:19 Czwórkę zostawiłbym dla osób, które chcą się w to bawić. Ja tam wolę potajemnie mojemu drogiemu sojusznikowi wysyłać towary, a nie ogłaszać to światu. Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault? Wilhelm: No. Jack: I'll pay you a million dollars. Wilhelm: Okay. Stasioman Posty: 88 Rejestracja: 2013-03-03, 21:40 Has thanked: 3 times Been thanked: 1 time Re: Handel. Bo to, co nas podnieca to się nazywa kasa... Post autor: Stasioman » 2013-03-12, 17:36 Jak już pisałem na SB, jestem za dwójką - wraz z zaliczeniem wód lądowych dla poszczególnych państw, by nie zrezygnować z zabawy jaką jest wytyczanie szlaków handlowych przez sąsiednie państwa. Dodatkową zaletą wprowadzenia kontroli wód przybrzeżnych jest bowiem to, że sklimatyzuje (tj. uczyni bardziej klimatycznym) handel na duże odległości - będzie to wymagało faktycznie większych nakładów itp. Kolejna rzecz, która przemawia dla mnie za dwójką jest to, że nie chce za bardzo zagłębiać się w micromanagement statków handlowych. =_= Borysada ma wiele aspektów - polityczny, dyplomatyczny, wojskowy, związany z zarządzaniem, nauką, intrygami, handlem. Rozumiem osoby, które chcą mieć jak najbardziej wyszczególniony jeden z aspektów, ale zmusza to zarazem innych graczy (takich jak ja, bo mój fokus zdecydowanie nie jest skoncentrowany na projektowaniu POJEDYŃCZYCH STATKÓW) do babrania się zanadto z rzeczami, na jakie zdecydowanie nie mają ochoty. A jak ktoś wyjątkowo dobrze opisze swoją flotę itp., to po prostu MG powinien tej osobie dać jakieś bonusy, czy też patrzeć bardziej przychylnym okiem na przedsięwzięcia z tym związane. Rzecz jasna zostawiłbym możliwość ogłaszania się ze swoimi towarami, bo to ZARĄBISTE. Peter Covell Posty: 140 Rejestracja: 2013-03-01, 15:52 Re: Handel. Bo to, co nas podnieca to się nazywa kasa... Post autor: Peter Covell » 2013-03-12, 18:03 Kolejna rzecz, która przemawia dla mnie za dwójką jest to, że nie chce za bardzo zagłębiać się w micromanagement statków handlowych. =_= Urok gier strategicznych. Nic mnie w Civilization IV tak nie wkur... jak to, że nie musiałeś budować statków do transportu wojsk, bo jednostka znikąd brała transport, gdy w dowolnym miejscu wchodziła na pole wody. Nie mając ani jednego miasta na wybrzeżu (a więc i stoczni) mogłeś przetransportować tysiące żołnierzy przez ocean. Wracając jednak do tematu, nie wiem czego nie rozumiesz. Masz jeden statek. Jeden statek przewozi 1000 irydów i wykonuje 1 kurs na turę, co znaczy że nie opłaca Ci się wysyłać 100 żelaza morzem, bo 90% ładowni masz puste. Opłaca Ci się natomiast wysłać 100 żelaza, 700 żarcia i 200 drewna. Jak kupujesz coś na allegro też nikt do Ciebie nie wysyła tira, ale paczkę jasna zostawiłbym możliwość ogłaszania się ze swoimi towarami, bo to ZARĄBISTE. I pozwala na wrzucenie tego do arkusza bez konieczności liczenia samodzielnego. Wpisujesz ile wystawiłeś na rynku, a jak w następnej turze sprzedasz, w odpowiedniej rubryczce podajesz ile zarobiłeś. Jak nie sprzedasz, podajesz ilość, jaka wróciła do magazynów. God Save The Queen! Vasemir Posty: 56 Rejestracja: 2013-03-01, 14:44 Re: Handel. Bo to, co nas podnieca to się nazywa kasa... Post autor: Vasemir » 2013-03-12, 18:04 2 lub 3, na pewno nie 4 - bo przy czwórce znowu wracamy do operowania w próżni (gdzie te towary są w czasie tej tury?), a przecież chodzi o uwarunkowanie handlu trudnościami/korzyściami geograficznymi. Poza tym więcej frajdy jest, gdy ceny będą się klarować powoli, a nie wystarczy popatrzeć kto dał najmniej za drewno i przebić go o 100 borysów. Nevrast Posty: 808 Rejestracja: 2013-02-16, 17:42 Tytuł: Kuchcik borysadowy Has thanked: 5 times Been thanked: 1 time Re: Handel. Bo to, co nas podnieca to się nazywa kasa... Post autor: Nevrast » 2013-03-12, 19:03 Jestem za trójką. Chciałem grać hanzą ale widzę, że gówno z tego wyjdzie, bo w to też chcecie wepchnąć mechanikę. Najpierw uśmiechy, potem kłamstwa. Dopiero potem kule. Me ollaan samaa tuhkaa, samaa kevyttä ilmaa, Joten rauha nyt, tää maailma on vihaan kyllästynyt Peter Covell Posty: 140 Rejestracja: 2013-03-01, 15:52 Re: Handel. Bo to, co nas podnieca to się nazywa kasa... Post autor: Peter Covell » 2013-03-12, 19:11 Chciałem grać hanzą ale widzę, że gówno z tego wyjdzie, bo w to też chcecie wepchnąć mechanikę. A co ma piernik do wiatraka? I generalnie, mechanika jest zawsze. Second Life PBF też ma mechanikę, bo ta wcale nie oznacza cyferek, ale zasadę funkcjonowania. Brak zasad jest zasadą, a tym samym mechaniką. God Save The Queen! Peter Covell Posty: 140 Rejestracja: 2013-03-01, 15:52 Re: Handel. Bo to, co nas podnieca to się nazywa kasa... Post autor: Peter Covell » 2013-03-13, 00:25 Okay. Zdecydowano. Rozmawiałem z Irydusem i uznaliśmy, że nie ma sensu utrudniać, gdy generalnie nastroje są antytabelkowe dla handlu. W związku z tym, podobnie jak w sytuacji Doradców ze statystykami, postanowiliśmy, że najwygodniej sprawę będzie rozwiązać fabularnie, choć statki handlowe zostają (ładowność: 1000 irydów) Jak to będzie wyglądało w praktyce? 1. Ubicie interesu - czyli dwóch graczy dogaduje się ile czego i za jaką cenę. 2. Wyznaczanie szlaku - czyli sprzedający spogląda na mapę i myśli którędy wysłać towary. Sprawdza wysokość ceł w państwach, przez które karawana będzie przechodzić i liczy ile zapłaci. Gdy nie określono cła, dogaduje się z władcą. Albo dogaduje się tak czy inaczej, bo wysyła hurtem i chce zniżki. Albo ma większą armię, więc oczekuje zniesienia ceł. Klasyk. 3. Wysyłka towaru - gracz ładuje towar na wozy lub statki i posyła je w drogę. Informuje graczy o tym, że płaci im myto, by mogli sobie dodać kasiurkę albo towar. Jeśli ma 1 statek, a chce wysłać 3000 irydów, zakładamy, że zrobi trzy kursy. Wiadomo jednak, że trzy kursy to kiepski interes, bo na pojedyncze statki polują piraci. Gracze nie lubią piratów. Mistrzowie Gry tak. Jeśli jednak towary bezpiecznie dopłyną bo MG nie wymyślił utrudnień, a żaden z graczy nie postanowił akurat zapolować na nasze jednostki, odbiorca towaru może sobie dodać odpowiednią ilość do Stanu w Magazynie. To czy zapłacił przy odbiorze czy wcześniej, zależy od tego jak się dogadał ze sprzedającym. Uwagi. Powyższa metoda umożliwia olanie tabelek i ręczne dodawanie kupowanych surowców, ale nie wyklucza konieczności zbudowania floty handlowej, gdy chcemy dużo pływać - no bo MG przy zdrowych zmysłach nie pozwoli nam w ciągu tury wykonać kilkunastu rejsów po całej mapie. Taki model nie wyklucza też ryzyka. Statki handlowe są łatwym łupem, więc rozsądnie jest im przydzielić eskortę okrętów wojennych, które w tym czasie nie będą mogły pilnować brzegu. Bycie morską potęgą naprawdę zostawmy tym, którzy tego chcą i nie boją się zainwestować. 1000 irydów ładowności to wartość dość umowna. Jak ktoś będzie chciał puścić 1050 to pewnie puści - bo statek popłynie wolniej, będzie miał głębsze zanurzenie i będzie ciaśniej, ale dopłynie do portu. Okręty wojenne też mają trochę miejsca, więc na eskortę również towary można władować (choć to bez sensu, bo ogranicza manewrowość). Wydaje mi się, że niegłupią sugestią byłoby zrobienie tematu "Punkt celny" w państwie - handlarze wpisywaliby tam co przewożą i ile kasy zostawiają, żeby się nie pogubić. Niewpisanie się do tematu gracza, który takowy ma, mogłoby zostać uznane za próbę przemytu i niezły powód do wojny. Fabularny. Jeśli macie uwagi, piszcie. Jeśli się nie podoba, piszcie. Jeśli się podoba, też. God Save The Queen! Stasioman Posty: 88 Rejestracja: 2013-03-03, 21:40 Has thanked: 3 times Been thanked: 1 time Re: Handel. Bo to, co nas podnieca to się nazywa kasa... Post autor: Stasioman » 2013-03-13, 07:59 Mnie się podoba. Bardzo. Dzięki temu jest zarówno element dogadywania się międzygraczowego (jeden z głównych powodów, dla których gra się w PBFy, a nie w Crusader Kings), przy jednocześnie bardzo sensownym i wzbogacającym grę rozwiązaniu mechanicznym. IMO jest to rozwiązanie idealne. Merik Posty: 401 Rejestracja: 2013-03-01, 14:37 Morok Posty: 712 Rejestracja: 2013-03-02, 19:47 Re: Handel. Bo to, co nas podnieca to się nazywa kasa... Post autor: Morok » 2013-03-13, 15:58 Peter Covell pisze:O ciągłych ograniczeniach fabuły nakładanych przez mechanikę i PROSTYCH ROZWIĄZANIACH mówi gość, który chciał wprowadzić statystyki jednostek wpływające na ich cenę oraz zadowolenie i lojalność prowincji liczone w procentach. Dobre. Tja, a ja, który wcześniej sarkałem na tabelkę, skomplikowany system i mnóstwo obliczeń, teraz siedzę i bawię się w matematyka XD. Shalvan Posty: 833 Rejestracja: 2013-03-03, 09:26 Re: Handel. Bo to, co nas podnieca to się nazywa kasa... Post autor: Shalvan » 2013-03-13, 16:18 Rozwiązanie nie jest takie zupełnie proste ;) Wyobraźcie sobie pisanie do dziesięciu ludzi jezeli chcemy przetransportowac cos na drugi koniec kontynentu lądem :P Ale generalnie idea jest zacna. How can I feel abandoned even when the world surrounds me? How can I bite the hand that feeds the strangers all around me? How can I know so many never really knowing anyone? If I seem superhuman I have been misunderstood. Peter Covell Posty: 140 Rejestracja: 2013-03-01, 15:52 Re: Handel. Bo to, co nas podnieca to się nazywa kasa... Post autor: Peter Covell » 2013-03-13, 17:08 Rozwiązanie nie jest takie zupełnie proste ;) Wyobraźcie sobie pisanie do dziesięciu ludzi jezeli chcemy przetransportowac cos na drugi koniec kontynentu lądem :P Można uznać, że odzwierciedli to trudy handlu i czas potrzebny na przetransportowanie dóbr przez pół znanego świata ;) Sam mam zamiar stworzyć temat z poborem ceł, gdzie każdy wysyłający handlarzy będzie musiał się wpisać przechodząc przez mój kraj - jeśli zawarta jest umowa handlowa, wystarczy że poda ile cła płaci i może iść dalej. Jeśli umowy handlowej niet, zarezerwuję sobie 24 godziny na odpisanie czy przepuszczam kupców czy nie - będzie to dla mnie wygodniejsze niż Prywatne Wiadomości, a także ta mi możliwość wykupienia części towarów w zamian za przepuszczenie karawany. God Save The Queen! Liadan Posty: 1018 Rejestracja: 2013-03-01, 18:06 Tytuł: Matka Gąska Re: Handel. Bo to, co nas podnieca to się nazywa kasa... Post autor: Liadan » 2013-03-13, 17:25 Ależ to rozwiązanie jest bardzo proste pod warunkiem, że każdy będzie miał temat z cłami. Po prostu wystarczy wpisać do tematu opłatę celną. A pisać do innych trzeba tylko wtedy, jeśli chcemy wynegocjować korzystniejsze warunki dla danego transportu. Slavik Posty: 42 Rejestracja: 2013-03-01, 16:00 Re: Handel. Bo to, co nas podnieca to się nazywa kasa... Post autor: Slavik » 2013-03-14, 00:00 Nie przemyt, tylko legalnie będzie można za darmo przewozić przez jego państwo towary :P Przemyt to będzie jak temat z cłami istnieje, a ktoś ma sobie szlak handlowy biegnący przez ten teren i nie informuje o tym danego gracza.
Że biznes się opłaci, Że będzie z niego zysk, A firma nic nie straci. Bo to co nas podnieca, To się nazywa kasa, A kiedy w kasie forsa, To sukces pierwsza klasa. Bo to co nas podnieca, To czasem też jest seks,
nowa sekcja Bo to, co nas podnieca, to się nazywa kasa "Wit" "Kow" Miesiąc temu postanowiłem, że będę poświęcał dwie godziny w tygodniu na sport. Prędzej czy później, większość osób, które spędzają za biurkiem sporą część życia, podejmuje podobne postanowienia. Wyszukałem najbliższe centrum sportowe i wieczorem udałem się na trening. Jak przystało na stuprocentowego mieszczucha, oczywiście pojechałem samochodem. Aby odczytać ten artykuł musisz być zalogowany. Nie masz dostępu ? Zamów pełen dostęp do Gazety Giełdy Parkiet Abonament 1 miesiąc: 230,00 PLN 3 miesiące: 675,00 PLN 12 miesięcy: 2 268,00 PLN podane ceny zawierają 8% VAT zamów
Grzegorz Turnau, polski wokalista, kompozytor, aranżer, a także poeta, wspólnie z Michałem Zabłockim napisali tekst do piosenki „Cichosza”, która w roku 1993 wspięła się na szczyty list przebojów. Zaczyna się ona od słów: Po cichu, po wielkiemu cichu…. Dlaczego zdecydowałem się na przytoczenie akurat właśnie tego fragmentu tej piosenki? Dlatego, że jak ulał pasują do
Być może trudno w to dzisiaj uwierzyć, ale w połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku firma Apple stała na krawędzi upadku. Choć obecna sytuacja finansowa kalifornijskiego producenta jest bardzo dobra - wszakże Apple to jedna z najcenniejszych marek na świecie - to mimo wszystko powinien on uważać. Historia lubi się powtarzać, a działania firmy w ostatnich latach bardzo przypominają te, które doprowadziły do wspomnianego stanu sprzed przeszło 20 lat. Początkowa sytuacja Apple po opuszczeniu jego szeregów przez Steve’a Jobsa w 1985 roku przedstawiała się nie najgorzej, jednak zmieniło się to diametralnie w ciągu kilku kolejnych lat. Szereg błędnych decyzji doprowadził w końcu w 1997 roku do najniższego poziomu wartości akcji firmy od 12 lat. Jak stwierdził Steve Jobs, cały zarząd Apple był w tamtym okresie bardziej zainteresowany wyciągnięciem jak największych ilości pieniędzy z istniejących produktów niż tworzeniem nowych. Działalność firmy Apple opierała się prawie wyłącznie na produkcji komputerów, co zresztą było zgodne z jej ówczesną nazwą - Apple Computer Inc., jednakże ilość modeli wprowadzanych przez nią na rynek była niezwykle duża. Tak naprawdę Jobs przesadził z brakiem nowych produktów w portfolio firmy, gdyż należy pamiętać, iż podczas jego absencji Apple zaprezentowało chociażby elektroniczny notatnik Newton czy cyfrowy aparat QuickTake. Ponadto w ofercie producenta znajdowały się drukarki, skanery, a nawet konsola gier wideo - Apple Bandai Pippin. Pierwsze decyzje Steve'a Jobsa po powrocie do Apple? Przede wszystkim postanowił on znacznie ograniczyć liczbę oferowanych produktów. Skupiono się na maksymalnej redukcji ilości modeli komputerów wypuszczanych na rynek. Inne urządzenia i projekty trafiły do kosza. Efekt? Apple 2017. Tak, Jobs odszedł w 2011 roku i nie wróci, jednak efekty jego pracy widzimy do dzisiaj. Przygotował on firmę, jak umiał najlepiej. To Jobs wybrał jej kierownictwo oraz swojego następcę na stanowisku dyrektora generalnego. To właśnie Tim Cook i Jonathan Ive byli twórcami wielkiego sukcesu, jaki Apple osiągnęło w latach 1997-2011. Patrząc na aktualną sytuację finansową firmy, możemy odnieść wrażenie, że w dalszym ciągu doskonale wywiązują się z powierzonego im zadania. Apple to jednak nie tylko pieniądze, gdyż jak powiedział Jobs: „Bycie najbogatszym człowiekiem na cmentarzu mnie nie interesuje. Kłaść się do łóżka w nocy z myślą, że stworzyliśmy coś wspaniałego... to się dla mnie liczy”. Apple chyba o tym zapomniało. Pomimo iż coroczna konferencja WWDC skupia się przede wszystkim na zmianach w systemach operacyjnych dla urządzeń Apple, to zdarza się, że na otwierającym ją Keynote prezentowane są również nowe produkty. Tak stało się chociażby w tym roku. Kalifornijski producent pokazał nowy model komputera iMac oznaczony symbolem Pro, 10,5-calowego iPada Pro i głośnik HomePod oraz odświeżył specyfikacje swoich laptopów i 12,9-calowego tabletu. Co ciekawe, o żadnym z nowych urządzeń nie opowiedział w swój charakterystyczny sposób Jonathan Ive. Zresztą, czy jest tu o czym opowiadać? Jaki iMac Pro jest, każdy widzi. Dobrze, że taki komputer się pojawił, jednak nie jest on dla każdego, czy to pod względem korzyści, czy jego ceny. Nowa przekątna tabletu? Świetnie, ma to swoje plusy. Plusy zwykłe, normalne, nie plusy magiczne à la Apple. Głośnik z wirtualnym asystentem? Tak, ma już to Google, ma już to Amazon, ma i Apple. Jakieś innowacje w jego budowie? Nic poza tym, czego nie widzieliśmy już u konkurencji. Mam wrażenie, że myślą przewodnią jego twórców było zdanie - „I tak kupią”. Najważniejsze, aby kasa się zgadzała. Steve Jobs, wracając do Apple, zredukował portfolio firmy. Później pojawiło się wiele nowych produktów, jednak charakteryzowały się one pewną spójnością. Kilka modeli iPoda, kilka modeli komputerów, Apple TV, jeden iPhone, jeden iPad. A dzisiaj? Przestarzałe, ale nadal pozostające w ofercie iPody, kilka modeli odświeżanych i nieodświeżanych komputerów, trzy modele iPhone'a - wkrótce być może nawet cztery, cztery modele iPada, Apple TV, kilka modeli zegarka Apple Watch, a teraz jeszcze głośnik HomePod. Nie można także zapominać o akcesoriach - paskach do zegarka, futerałach dla urządzeń, słuchawkach AirPods, urządzeniach audio firmy Beats, rysiku Apple Pencil, klawiaturach, myszkach, adapterach, przewodach, serwisie muzycznym, pozostałych usługach etc. Firma się rozwija, to dobrze, ale jednak czy jest to rozwój w dobrym kierunku? Apple za czasów Steve'a Jobsa było ciekawe, innowacyjne, inne, dla wielu nawet magiczne. Teraz staje się zwykłe, przewidywalne, normalne. Tak jak wspomniałem na początku, Jobs upatrywał przyczyn kłopotów Apple w latach dziewięćdziesiątych w chęci wyciągnięcia przez zarząd firmy jak największej ilości pieniędzy z istniejących produktów. Choć obecnie producent nie ma się czym martwić, to życzę Apple wszystkiego dobrego na przyszłość, gdyż nie wyciągnęło chyba lekcji z przeszłości. A Steve Jobs już nie wróci. Artykuł został pierwotnie opublikowany w numerze 3/2017 MyApple Magazynu Magazyn MyApple w Issuu
. 76 228 281 279 430 291 438 412
bo to co nas podnieca to sie nazywa kasa